O inspiracjach raz jeszcze
Wielkimi krokami zbliża się Boże Narodzenie – najbardziej chyba rodzinne i romantyczne jednocześnie Święta w roku. Czas bombek i lampek na drzewkach choinkowych, prezentów, zapachu piernika i... kolejnego roku walk o prawa karpia do humanitarnej śmierci. Okres zwiększonych zakupów, ofert fantastycznych kredytów i pożyczek, które mają nam pomóc w obdarowywaniu najbliższych ich wymarzonymi upominkami oraz... no właśnie... Komercja, komercja i raz jeszcze komercja, a niewielu przeżywa duchowo te piękne świąteczne dni. Wymiar religijny dla większości zagubił się gdzieś w gmatwaninie kolejek sklepowych i starego polskiego porzekadła "zastaw się, a postaw się". Smutne, choć prawdziwe.
Boże Narodzenie inspiruje mnie od lat, tym razem jednak inaczej. Nie pięknie przystrojona choinka, która od trzech dni stoi w salonie, nie zapach pieczonych ciast, nie słuchane z płyt kolędy, nie prezenty i nie filmy o wspaniałym Świętym Mikołaju mnie olśniły. W tym roku, zupełnie niespodziewaną, inspirację odnalazłam na rekolekcjach adwentowych.
Nie będę tu opowiadać, jak one wyglądały, ani dokładnie, co z tego wynikło. Poza faktem, że zupełnie zmieniłam nastawienie do świata w ciągu tych trzech dni (czyli razem około czterech i pół godziny), zaraz po powrocie do domu napisałam nowe opowiadanie. Dawno już niczego nie napisałam, takiego napawdę twórczego. Natomiast tym razem nie tylko napisałam – bardzo mi się ono podoba. Jedyne, czego jeszcze nie postanowiłam to, jaki nadam mu tytuł, to jednak sprawa drugorzędna na dzień dzisiejszy.
W celu udowodnienia Wam, że inspiracje właściwie rosną na drzewach i trzeba tylko dobrze się im przyglądać i z uwagą szukać dodam, że poza rekolekcjami adwentowymi miało miejsce jeszcze pewne wydarzenie, dzięki któremu to opowiadanie powstało.
Pomysł, że muszę coś teraz stworzyć, silna potrzeba duchowa pojawiła się dwa tygodnie temu, w środę. Byłam ze znajomym w takiej knajpce w Złotych Tarasach i po prostu wiedziałam, że muszę o niej napisać. Kawa była smaczna, choć może mnie nie powaliła, jednak bardzo mi się spodobał wystrój. Nie, nie znam nazwy. Może sprawdzę następnym razem. Miałam więc piękne miejsce, które od pierwszego wejrzenia zrobiło na mnie spore wrażenie. Tyle, że brakowało mi fabuły i musiałam poczekać kilka dni, by pomysł na nią rozwinął się w czasie słuchania nauki brata Jakuba (benedyktyna) w czasie wspomnianych rekolekcji.
Poza tym przeczytałam ostatnio świetną książkę, dzięki której zmieniłam nastawienie. Doszliśmy wspólnie z Mężem do wniosku, że za dużo się martwię, stresuję i smucę. Dostałam więc od niego książkę "Jak przestać się martwić i zacząć żyć" Dale'a Carnegie. Nie bardzo wierzę w takie cudowne książki, które mają mnie po przeczytaniu uleczyć ze wszystkich problemów. Sama bym jej sobie z pewnością nie kupiła. Jednak to był prezent, dlatego postanowiłam przeczytać i muszę z pokorą przyznać, że pomogła i to bardzo. W ciągu zaledwie miesiąca (czytałam wolno, z przerwami, dając sobie czas na przemyślenie wszystkiego), zaczęłam patrzyć na otaczający mnie świat w inny sposób. Podoba mi się to. Jest bardziej kolorowy i zdecydowanie spokojniejszy, mimo tego całego świątecznego zamieszania. Co to ma wspólnego z inspiracjami, zapytacie. Otóż, prawdę mówiąc – na razie jeszcze niewiele, ale coś mnie tam w środku kusi, żeby spróbować swoich sił w napisaniu tekstu o tym, jak człowiek boryka się z problemami wszystkich dokoła i zamiast cieszyć się, że nie ma za dużo swoich własnych – martwi się tak bardzo cudzymi sprawami, że sen mu to z powiek spędza.
Tyle o inspiracjach na ten rok, choć z pewnością jeszcze nie raz do tego tematu powrócę. W końcu odkryłam, że rosną one na drzewach, cóż więc się będzie działo na wiosnę, gdy wszystko rozkwita...
Boże Narodzenie inspiruje mnie od lat, tym razem jednak inaczej. Nie pięknie przystrojona choinka, która od trzech dni stoi w salonie, nie zapach pieczonych ciast, nie słuchane z płyt kolędy, nie prezenty i nie filmy o wspaniałym Świętym Mikołaju mnie olśniły. W tym roku, zupełnie niespodziewaną, inspirację odnalazłam na rekolekcjach adwentowych.
Nie będę tu opowiadać, jak one wyglądały, ani dokładnie, co z tego wynikło. Poza faktem, że zupełnie zmieniłam nastawienie do świata w ciągu tych trzech dni (czyli razem około czterech i pół godziny), zaraz po powrocie do domu napisałam nowe opowiadanie. Dawno już niczego nie napisałam, takiego napawdę twórczego. Natomiast tym razem nie tylko napisałam – bardzo mi się ono podoba. Jedyne, czego jeszcze nie postanowiłam to, jaki nadam mu tytuł, to jednak sprawa drugorzędna na dzień dzisiejszy.
W celu udowodnienia Wam, że inspiracje właściwie rosną na drzewach i trzeba tylko dobrze się im przyglądać i z uwagą szukać dodam, że poza rekolekcjami adwentowymi miało miejsce jeszcze pewne wydarzenie, dzięki któremu to opowiadanie powstało.
Pomysł, że muszę coś teraz stworzyć, silna potrzeba duchowa pojawiła się dwa tygodnie temu, w środę. Byłam ze znajomym w takiej knajpce w Złotych Tarasach i po prostu wiedziałam, że muszę o niej napisać. Kawa była smaczna, choć może mnie nie powaliła, jednak bardzo mi się spodobał wystrój. Nie, nie znam nazwy. Może sprawdzę następnym razem. Miałam więc piękne miejsce, które od pierwszego wejrzenia zrobiło na mnie spore wrażenie. Tyle, że brakowało mi fabuły i musiałam poczekać kilka dni, by pomysł na nią rozwinął się w czasie słuchania nauki brata Jakuba (benedyktyna) w czasie wspomnianych rekolekcji.
Poza tym przeczytałam ostatnio świetną książkę, dzięki której zmieniłam nastawienie. Doszliśmy wspólnie z Mężem do wniosku, że za dużo się martwię, stresuję i smucę. Dostałam więc od niego książkę "Jak przestać się martwić i zacząć żyć" Dale'a Carnegie. Nie bardzo wierzę w takie cudowne książki, które mają mnie po przeczytaniu uleczyć ze wszystkich problemów. Sama bym jej sobie z pewnością nie kupiła. Jednak to był prezent, dlatego postanowiłam przeczytać i muszę z pokorą przyznać, że pomogła i to bardzo. W ciągu zaledwie miesiąca (czytałam wolno, z przerwami, dając sobie czas na przemyślenie wszystkiego), zaczęłam patrzyć na otaczający mnie świat w inny sposób. Podoba mi się to. Jest bardziej kolorowy i zdecydowanie spokojniejszy, mimo tego całego świątecznego zamieszania. Co to ma wspólnego z inspiracjami, zapytacie. Otóż, prawdę mówiąc – na razie jeszcze niewiele, ale coś mnie tam w środku kusi, żeby spróbować swoich sił w napisaniu tekstu o tym, jak człowiek boryka się z problemami wszystkich dokoła i zamiast cieszyć się, że nie ma za dużo swoich własnych – martwi się tak bardzo cudzymi sprawami, że sen mu to z powiek spędza.
Tyle o inspiracjach na ten rok, choć z pewnością jeszcze nie raz do tego tematu powrócę. W końcu odkryłam, że rosną one na drzewach, cóż więc się będzie działo na wiosnę, gdy wszystko rozkwita...
Komentarze
Prześlij komentarz